14 cze 2015

[5] Too Late cz. II

Muzyka

-Harry- 

             Siedziałem na krześle, nieprzytomnie wpatrując się w ścianę. Piekły mnie oczy, mdliło mnie z głodu, a do tego dochodził dotkliwy chłód. Oparłem głowę o wezgłowie plastikowego krzesełka, po czym westchnąłem głęboko. Przetarłem powieki, by po chwili znów spojrzeć na ścianę. Po mojej lewej stronie siedział Niall, który nerwowo podrygiwał nogą tak, że trząsł się cały rząd łączonych krzesełek, które zajmowaliśmy. Nie zwracałem jednak na to uwagi, zbyt pochłonięty zerkaniem na zegar, wiszący na ścianie. Czarne wskazówki przesuwały się powoli, powodując złowrogie tykanie. Było po piątej nad ranem. Od wypadku minęło sześć godzin. Po tym, gdy lekarze zabrali nieruchome, blade i zakrwawione ciało szatynki, nic nie wiedziałem. Nikt nam nic nie powiedział. Mogliśmy tylko tak siedzieć i czekać. Czekać, nie wiadomo na co. Godzinę temu Zayn, Louis i Liam pojechali do domu, aby wszystko posprzątać. Schody i ich podnóża były całe w zakrzepłej krwi. Zapowiedziałem od razu, że wielka trasa One Direction może się odbyć, ale niestety beze mnie. Niall opowiedział się za mną, twierdząc, że za nic nie możemy jej zostawić. Tak więc całe OTRA trzeba było odwołać. No cóż, trudno. Nie czułem specjalnego żalu, miałem ważniejsze problemy. To, że Hailie udało przywrócić się tętno nie oznaczało, że będzie żyła. Lekarz zapowiedział od razu, że stan jest ciężki, doszło zapewne do uszkodzenia czaszki. Mogliśmy się tylko modlić, aby nie było to coś gorszego... Aby nie doszło do uszkodzenia mózgu.

       Zadrżałem mimowolnie, ale nie chciałem, aby emocje ponownie tak silnie mną zawładnęły. Po tym wszystkim było mi nawet wstyd tego płaczu, tej histerii i tego krzyku. Mimo to nie potrafiłem się opanować. To co czułem, patrząc na nieprzytomną Hailie było nie do opisania. Jedyną myślą, jaka kołatała mi w głowie było to, że się spóźniłem. Że nie zdążyłem. Chociaż w sumie, kto mógł przewidzieć, że stanie się coś takiego? W życiu  nie pomyślałem, że zwykły upadek ze schodów będzie miał takie konsekwencję. Przecież ona nie żyła przez prawie dziesięć minut. Przez pieprzone dziesięć minut jej ciało było martwe, a dusza gdzieś daleko. Tak szybko mogłem ją stracić, nawet nie wiedząc kiedy... Westchnąłem ponownie, po czym zamrugałem gwałtownie, wyrywając się z zamyślenia. Podniosłem się, po czym zapiąłem bluzę. Dopiero teraz zauważyłem, że należała ona do Zayna. Cóż, złapałem, co pierwsze miałem pod ręką. Dziwiło mnie to, że coraz bardziej było mi zimno. To chyba ten stres tak na mnie działał.

- Co jest? - zapytał Niall, patrząc na mnie z zaniepokojeniem.

- Nic. - mruknąłem niechętnie. Wydawało mi się, że chłopak cały czas drży o mój stan psychiczny. Cóż, po tym, co dzisiaj widział, wcale mnie to nie dziwiło.

    Usiadłem z powrotem. Ziewnąłem szeroko, po czym spojrzałem na przyjaciela, który również bezmyślnie wpatrywał się w ścianę. Po chwili jednak drgnął, przeniósł na mnie nieprzytomne spojrzenie i powiedział, przeciągając się:

- Przynieść ci kawę? Zasnę, jeśli się jej nie napiję.

- Możesz. - przytaknąłem z wdzięcznością. Rzeczywiście trochę kofeiny by mi się przydało.

- To idę. - mruknął, po czym jeszcze raz się przeciągnął i ruszył w kierunku głównego holu szpitala, gdzie musiał być automat.

    Ja zaś wstałem i zacząłem chodzić od ściany do ściany, aby się trochę rozprostować. Poza tym poczułem nagle, że niepokój nie pozwala mi usiedzieć w miejscu. Odgarnąłem rozrzucone loki z czoła, by po chwili znowu spojrzeć na zegar. Położeni wskazówek jakoś niewiele się zmieniło. Zakląłem pod nosem. Ludzie, litości. Ile można czekać? Westchnąłem głęboko, po czym podszedłem do drzwi sali operacyjnej, w której znajdowała się teraz Hailie. Niczego nie byłem w stanie tam dostrzec, ale mimo to oparłem się czołem o chłodną nawierzchnię. Poczułem, jak ciało zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa. Gdyby nie fakt, że nie chciałem robić z siebie idioty, położyłbym się na tych cholernych płytkach i zasnął. Zamiast tego przymknąłem powieki, zastanawiając się, jak mogłem być takim egoistą. Cały czas myślałem tylko, co ja zrobię, kiedy Hailie umrze. Ale jakoś nie pomyślałem, że to ona była tutaj poszkodowaną i to jej życie wisiało na włosku. Miała zaledwie dwadzieścia parę lat. I co? Miało się to skończyć po prostu ot tak? Miała plany, marzenia.

- Ty idioto. - warknąłem cicho, nie mogąc się powstrzymać.

    Odepchnąłem się oburącz od drzwi, po czym złapałem się za głowę. Przyklęknąłem, czując jak poczucie winy, żalu, strachu i niesprawiedliwości zalewa mnie bezpowrotnie. Już miałem usiąść na podłodze i rozbeczeć się, jak małe dziecko, gdy nagle zdałem sobie sprawę, że przecież Niall zaraz wróci. Wyprostowałem się natychmiast, po czym jakoś podszedłem do krzesła. Usiadłem na nim ciężko, starając się powstrzymać wymykające się łzy. Miałem nadzieję, że kiedy Niall wrócił z dwoma kubkami zbawiennego napoju, wyglądałem w miarę normalnie.

- Niall - 

    Siedziałem na krzesełku i resztkami świadomości rejestrowałem, że w szpitalu zaczął się ruch. Dochodziła zapewne ósma. Jakąś godzinę temu zacząłem przysypiać i teraz byłem bliski zchrzanienia się na podłogę. Poprawiłem się tak, aby siedzieć prosto i odgonić tym senność. Niestety, po kilku minutach uporczywego mrugania, kiwnąłem się tak, że prawie przywaliłem nosem o posadzkę. Przytrzymałem się rękami w ostatniej chwili. Potrząsnąłem głową, aby pozbyć się podwójnego widzenia, słysząc serce dudniące w uszach. Wyprostowałem się ponownie, przenosząc wzrok na Harry'ego. Spał. Przechylony krzywo na krześle, dotykając dłonią podłogi po prostu spał. Jakoś nieszczególnie mnie to dziwiło. To co dzisiaj przeszedł prześcigało wszelkie możliwości. Jego twarz była napięta nawet przez sen. Usta miał zaciśnięte, a brwi lekko zmarszczone. Miałem wrażenie, że coś mu się śni.I na pewno nie był to dobry sen. Westchnąwszy ze współczuciem, ostrożnie się podniosłem, aby rozprostować kości. Nagle stuknęły drzwi od sali operacyjnej, a ja zamarłem w dziwnym półprzysiadzie. Z pomieszczenia wyszedł blady, zmordowany lekarz. Miał może ponad czterdzieści lat, ale zmęczenie sporo go postarzało. Przełknąłem ślinę. Obejrzałem się na Harry'ego, ale nadal był głęboko uśpiony. Wyprostowałem się w końcu i na trzęsących nogach, zbliżyłem do lekarza. 

  Mężczyzna popatrzył na mnie, po czym przeniósł spojrzenie na Harry'ego. Westchnął głęboko, po czym pokręcił głową, a ja poczułem, że robi mi się słabo. Facet chyba zauważył, że nogi się pode mną ugięły, bo podtrzymał mnie za łokieć i powiedział:

- Przykro mi...

  Pokręciłem głową, poruszając ustami bez ładu i składu.

- Miała uszkodzoną czaszkę. Była pęknięta w dwóch miejscach. I tak to pół biedy, bo doszło również do uszkodzenia mózgu. Zmarła przed chwilą. Reanimowaliśmy, ale bez skutku. Naprawdę bardzo mi przykro...

     Zachwiałem się, czując jak zimny pot występuje mi na czoło. Lekarz złapał mnie pod łokieć, żebym złapał równowagę. Starałem się powstrzymać, ale broda zaczęła mi niebezpiecznie drgać. Hailie nie żyje, Hailie umarła... Złapałem się za głowę. Doktor jeszcze chwilę popatrzył na mnie, ale ja odwróciłem się do niego tyłem i tłumiąc szloch, oparłem o ścianę.

- Zostawię pana teraz samego. Jeśli chce pan zobaczyć dziewczynę... Proszę zgłosić się do dyżurki. - Poklepał mnie po ramieniu, po czym odszedł.

       Opadłem bezwładnie na krzesło, zapominając o tym, że uderzenie obudzi Harry'ego. Chłopak drgnął gwałtownie, po czym poderwał się do pozycji siedzącej. Przetarł zaspane oczy, po czym przeniósł wzrok na mnie i znieruchomiał. Łzy przysłoniły mi rzeczywistość, a potem schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem mu tego powiedzieć, nie potrafiłem.

- Co się stało? - zapytał cicho, ale słyszałem, że głos strasznie mu drży i jest zachrypnięty dużo bardziej niż zwykle.

      Nie odpowiedziałem, zbierając się w sobie.

- Niall, do cholery! - warknął chłopak, a ja usłyszałem, jak wstaje. Podniosłem wzrok, spojrzałem mu w oczy, po czym pokręciłem przecząco głową.

- Lekarz przed chwilą wyszedł... - zacząłem, ale głos mi się załamał. - I powiedział... powiedział, że...

- Co powiedział?! - wyjąkał Harry, patrząc na mnie jakby zobaczył ducha.

- Że Hailie nie żyje. - dokończyłem z desperacją, starając się mówić wyraźnie.

     Zobaczyłem tylko, jak Harry gwałtownie zbladł, a potem odwrócił się i pobiegł w nieznanym mi kierunku. Potem na czworaka upadłem na podłogę, czując jak wszystko mnie boli.

***

       Staliśmy na cmentarzu przed mogiłą, na której piętrzyła się góra kwiatów. Ulewny deszcz, który padał od samego rana sprawił, że byliśmy zmarznięci i mokrzy. Zwłaszcza Harry, który odmówił zabrania jakiegokolwiek parasola. Stał nieruchomo, a po jego włosach i ustach skapywały kropelki deszczu. Patrzyłem na niego niespokojnie, gotowy w każdej chwili go złapać albo choć przytrzymać. Odkąd dowiedział się o śmierci Hailie sprawiał wrażenia człowieka, który jest w głębokim szoku. Nie płakał, nie krzyczał, ale za to w ogóle się nie odzywał. Przez cały czas po prostu wpatrywał się tępo w jedne punkt. Westchnąłem, po czym popatrzyłem na resztę. Stali w milczeniu, ubrani na czarno, trzymając parasole nad głowami. Louis płakał, a Liam klepał go po ramieniu. Zayn podobnie jak ja, niespokojnie zerkał na Stylesa. 

- Chyba czas się zbierać. - odezwał się w końcu Malik. Reszta żałobników, łącznie z załamanym rodzicami zmarłej, dawno już pojechała na stypę. Widzieliśmy, że Harry nie chcę w tym brać udziału, więc z nim zostaliśmy. 

- Idźcie - wychrypiał chłopak, nie patrząc na nas. - Ja jeszcze chwilę zostanę. 

- Ale Harry... - zaczął niepewnie Louis. 


- Idźcie. - powtórzył, a jego usta wykrzywiły się w rozpaczliwym grymasie. 

   Nie protestowaliśmy więcej. Odwróciliśmy się, po czym powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia z cmentarza. 

- Harry -

      Wpatrywałem się jak idiota w szkarłatne róże, które sam złożyłem na jej grobie. Czułem tak wielki ból, że nawet nie miałem siły płakać. Przerosło mnie to. Chłopcy nie zostawiali mnie ani na chwilę, bojąc się, że coś sobie zrobię. Może i słusznie się bali, chodziło mi to po głowie. Wiedziałem jednak, że Hailie by tego nie chciała.

      Poczułem w końcu łzy pod powiekami. Pojawiły się pewnie dlatego, że po raz pierwszy od jej śmierci zostałem całkiem sam. Osunąłem się cicho na ziemię, po czym usiadłem ciężko w błocie. Nie obchodziło mnie to, że się ubrudzę, a do tego bardziej zmarznę. Deszcz ani na chwilę nie ustępował. Zaczynało się powoli ściemniać. Tłumiąc szloch, położyłem się na boku, czując, jak zimne błoto dotyka mojego policzka. Zamknąłem powieki i wyobraziłem sobie Hailie. Żywą, uśmiechniętą. Hailie na moich kolanach. Hailie w białej, ślubnej sukni, stojąca w pewnym słońcu. Skuliłem się, jakby ktoś mnie kopnął.

     Nie wiedziałem, co zrobię ze swoim życiem. Wiedziałem tylko to, że to koniec mojej kariery. Koniec sławnego Harry'ego Stylesa. 

      Będę czekał, aż umrę. I w końcu znowu się spotkamy. I w końcu powiem jej, że... ją kocham. 
____________________________________________________

Witajcie!

Bardzo przepraszamy, że tak długo nic się tutaj nie pojawiało, ale cała załoga miała problem z czasem. Teraz powinno być już lepiej, bo w końcu wakacje! :D

Co do tej części... Nie bijcie... Tak czułam i tak musiałam to zakończyć, chociaż wylałam wiadro łez. :c

Pozdrawiam! <3